Nie tylko awarie silnika i jego osprzętu mogą zadecydować o posłaniu starego auta na złom. Nawet mając stłuczkę tanim samochodem nie opłaca się go naprawiać!
Najtańsze samochody „do jazdy” można kupić za zaledwie kilka tysięcy złotych. W pierwszej części naszego materiału dotyczącego nieopłacalnych napraw auta udowodniliśmy, że nawet w starym samochodzie może dojść do poważnych (i kosztownych) awarii mechaniki. Na tyle poważnych, że stawiających pod znakiem zapytania sens dokonywania w nim jakichkolwiek napraw. Z reguły takie auta jeżdżą dopóki coś się nie wydarzy, a jeśli przewidywalny rachunek u mechanika przekroczy wartość samochodu, kończy się jego kariera eksploatacyjna.
Tymczasem na awariach turbosprężarek, rozrządu czy instalacji gazowej lista nieopłacalnych napraw się nie kończy. W zasadzie każdy kilkunastoletni samochód walczy z powszechnym problemem w postaci korozji. Dopóki ma ona wymiar wyłącznie estetyczny, naprawa (jeśli w ogóle jest przeprowadzana) ogranicza się do usunięcia „wżerów” i nałożenia zaprawek. Co innego, gdy rdza pochłonie w znacznym stopniu ważniejsze elementy samochodu, np. punkty mocowania zawieszenia, podłogę czy podłużnice. To już igranie z własnym (i innych) zdrowiem i życiem, a kwoty za „ratowanie” starego auta ścinają z nóg. Samo wstawienie nowych progów kosztuje niemało, a w międzyczasie najprawdopodobniej wyjdzie coś jeszcze i w rezultacie „zamkniemy” się w pięciocyfrowej kwocie. Tym samym nawet niewinnie wyglądająca stłuczka może osądzić o posłaniu samochodu na złom.
Ale nie tylko korozja decyduje o opłacalności przywracania auta do stanu używalności. Na czym jeszcze stracimy tysiące złotych?
Korozja podłogi, progów i podłużnic
Wymiana tych skorodowanych elementów na nowe w samochodzie z samonośnym nadwoziem stanowi małe wyzwanie: wymaga bowiem usunięcia wielu elementów i rozwiercenia licznych zgrzewów. Nawet jeśli mechanik z góry poda nam przewidywany koszt, może on ulec zmianie z uwagi na problemy podczas operacji, np. z odkręceniem śrub albo konieczności wspawania kolejnego elementu.
Korozja punktów mocowań zawieszenia
Koszt naprawy: nawet 5000 zł/para
To najgorszy scenariusz, jaki może spotkać tanie, używane auto – korozja tzw. kielichów zawieszenia. Naprawa jest oczywiście możliwa, ale wyjątkowo droga i skomplikowana. Wymaga nie tylko wspawania nowych mocowań, ale i zadbania o to, by nadwozie nie straciło geometrii. Takie umiejętności swoje kosztują, co czyni operację z reguły nieopłacalną.
Zalanie samochodu
Koszt naprawy: nawet 20 000 zł
Zalanie auta wodą sieje spustoszenie dla nadwozia i tapicerki, ale przede wszystkim dla elektroniki pojazdu. Uszkodzeniu ulegają liczne moduły wpływające na bezpieczeństwo i komfort jazdy autem. By samochód odzyskał pełną sprawność, trzeba je wymienić, a to kosztuje. Podejrzenia o podtopienie powinny budzić wycieki wody w kabinie.
Gradobicie
Opady gradu zwykle nie trwają długo, ale w przypadku grubych bryłek lodu wystarczy kilka minut, by zauważalnie uszkodzić auto. Wgniotki powstałe po gradobiciu można usunąć bez konieczności lakierowania elementu nadwozia. Usługa kosztuje ok. 50 zł od wgniecenia. Jeśli jest ich dużo, cenę przeważnie można negocjować.
Stłuczka
Nawet mało znacząca stłuczka może wymagać wymiany kilku elementów nadwozia samochodu, m.in. reflektorów, zderzaka, błotnika, maski czy nawet intercoolera. Nagromadzenie uszkodzonych elementów zewnętrznych da w końcu pokaźną sumę, często nie mającą uzasadnienia ekonomicznego. Z tego powodu nie opłaca się kupować tanich aut z lekkimi nawet uszkodzeniami.
Uszkodzony sterownik
Do najczęstszych przypadłości sterowników silnika/skrzyni biegów/wyposażenia auta należą zawilgocenie, przepięcie i powstanie zimnych lutów. Problem pojawia się, gdy potrzebujemy sterownika do rzadkiego modelu auta. Przed zakupem sprawdźmy, czy w samochodzie poprawnie działa całe wyposażenie.
Uszkodzenie instalacji elektrycznej
Powstające w obwodzie elektrycznym przerwy powodują zaburzanie pracy układu elektrycznego auta. Przyczyną takiego stanu rzeczy mogą być śniedziejące konektory lub pękające ze starości przewody. Defekt czasami trudno wychwycić z uwagi na ukrycie niektórych przewodów np. wewnątrz progu. W rezultacie nierzadko dochodzi do dublowania przewodów albo wymiany całej wiązki elektrycznej.
Nietypowe elementy
Koszt naprawy: nawet 15 000 zł
Na rynku aut z drugiej ręki nie brakuje kuszących okazji, np. samochodów z potężnymi silnikami w wyjątkowo niskich cenach, typu Volkswagen Phaeton V10 TDI za kilkanaście tys. zł. Zakup może i wydaje się okazyjny, ale nic nie dzieje się z przypadku: nierzadko drugie tyle poświęcimy na doprowadzenie auta do porządku (regeneracja turbo – 2 tys. zł, napęd rozrządu – 10 tys. zł). Poza tym warto zwracać uwagę na ulokowanie jednostki napędowej pod maską – ciasno zabudowana komora silnikowa oznacza większe wydatki na naprawy.
Rzadki model auta z niedostępnymi częściami
Koszt naprawy: nawet 12 000 zł
Nawet do nietypowego samochodu można dostać najpotrzebniejsze elementy eksploatacyjne, typu paski silnika, łożyska albo części układu hamulcowego. Problemy pojawiają się przy konieczności zakupu elementów nadwozia. Błotniki czy reflektory, nawet używane, na aukcjach pojawiają się niezwykle rzadko, co skazuje użytkowników rzadkich pojazdów na drogie zakupy w ASO. Niestety, nawet tam nie ma gwarancji dostania poszukiwanej części „od ręki”.
co oni tu za glupoty wipisujo mam passata b5 w tedeiku auto chodzi jak ta la la elegancja kombiak silnik 300 tyś kilometruw a nie czuc zurzycia i jak dam w pizde na trasie do idzie jak ta la la nie jeden gnuj sie nauczyl moresu jak poczul smrud mojej spaliny w moim ałce tesz korozja rzarla pod maskom i kupilimy blache takom na dach co to je odporna na wode i cieplo pokroilim wspawalim migo magiem i teraz ałto jest jak ta la la i naprawilim to za ok 800 zlotych a nie jakies tysionce jak oni tu wypisujom pozdrawiam mysloncych marek tdi
Wypowiedź poprzednika to totalny bełkot debila. Spaliny zniszczyły szczątki mózgu.
ja miałem nosa w mojej Honda Civic zgniły kielichy sprzedałem jakiemuś szczylowi jeszcze się cieszył że tanio, po 3 tygodniach amortyzator wyleciał przez maskę i za mną jeździł że mam kasę oddać a widziały gały co brały szczupak przechytrzył leszcza takie prawo bo trza mieć w głowie a nie łapie. taki morał na dziś pozdrawiam
Panie Marek proponuje słownik ortograficzny przeczytać dokładnie i wkuć ten pusty łeb. To chodzi o koszt w warsztatach ośle je….ba…ny
Jak się zna jakiegoś dobrego szpeca to po znajomości taniej naprawi sam mam takiego za spawanie mocowania kielicha zapłaciłem 150 zł byle dziura że szłoby dłoń włożyć. Narazie rok i nic z tym się nie dzieje. W artykule taka naprawa 2500 tys? Przesada.
Arnii – gratuluję aż takich znajomości, bo 150 zł to się przeciętnie płaci za olej z filtrem bez wymiany, a nie za naprawy blacharskie – chyba że robił to Twój ojciec/brat/szwagier, a te 150 zł to razem przepiliście na grillu. W tym artykule mowa jest o kwocie „nawet 5 tyś za parę” i to prawda, a i to może być za mało szczególnie jak trzeba wspawać całe kielichy. Jak jest taka zgnilizna jak na zdjęciu, to trzeba właściwie całe ćwiartki wycinać, co oznacza też od groma zabawy w demontaż zawieszenia, bywa że i silnik trzeba wyjąć + demontować osprzęt (np. servo), do tego dolicz materiał: kilogramy piachu żeby ogarnąć okolice z korozji + części blacharskie + chemia, no i na końcu masz spawanie. Zazwyczaj przy takim happeningu od razu też do wymiany idą całe McPhersony i inne niespodzianki. Teraz sobie policz.
Nie wyczułeś sarkazmu.
Czasami skóra nie warta wyprawki
Przecież koleś Marek robi sobie bekę z wszystkich; nie można być przecież takim debilem.