Niecałe 100 km na północ od Kołobrzegu leży Bornholm – wycieczka na duńską wyspę jest ciekawą propozycją dla osób szukających odskoczni od hałaśliwej i pędzącej rzeczywistości. Na Bornholm można wybrać się autem, ale warto pomyśleć też o zabraniu ze sobą roweru.
Liczba wysp w naszej części Bałtyku jest ograniczona. Między Polską a Szwecją znajduje się należący do Danii Bornholm. To jedna z najbardziej odizolowanych wysp na tym akwenie. Niestety przekłada się to na trudności w dostaniu się na Bornholm. Przez lata na Bornholm można było dostać się wypływającym z Kołobrzegu promem Jantar, który zabierał na pokład pieszych i jednoślady. Pandemia oraz zawirowania gospodarcze sprawiły, że Kołobrzeska Żegluga Pasażerska zawiesiła połączenie z Nexø, które przynajmniej w 2022 r. nie zostanie wznowione.
Promy na Bornholm
Kto chciałby dostać się na Bornholm autem, ma do wyboru połączenia obsługiwane przez Bornholmslinjen z Sassnitz na niemieckiej wyspie Rugia, Køge w Danii oraz Ystad w południowej części Szwecji. Do Ystad można się dostać promem ze Świnoujścia, z niemieckich portów lub urządzając sobie wycieczkę przez Danię i most nad Sundem, co oczywiście generuje dodatkowe koszty, jednak może stanowić urozmaicenie – tym bardziej, że nic nie stoi na przeszkodzie, by kupić bilet z jednego portu, a wrócić do innego.
Orientacyjnie warto przyjąć, że koszt transferu samochodu i pięciu osób w obie strony powinien zamknąć się w kwocie 1000 zł (przy czym najtrudniej będzie o to, jeżeli wybierzemy najdroższe połączenie z Sassnitz). Dlaczego orientacyjnie? Bilety promowe na Bornholm są sprzedawane na podobnych zasadach jak lotnicze – w okazyjnej taryfie, drożej, ale z możliwością anulowania czy bezpłatnej zmiany terminu, a istotny wpływ na cenę ma także obłożenie danego połączenia w konkretnym dniu. W rezultacie prom w środku nocy w tygodniu będzie znacznie tańszy niż w piątkowe popołudnie czy sobotni poranek.
Im wcześniej zaplanujemy wyjazd, tym lepiej, bo liczba miejsc na promie jest oczywiście ograniczona, co można najdotkliwiej odczuć, próbując wykupić bilet na dość rzadkie połączenia z Køge czy Sassnitz. Największą przepustowość ma linia Ystad-Rønne. Sprzyja temu obsługiwanie jej szybkim katamaranem, który w sprzyjających warunkach rozpędza się do przeszło 60 km/h.
Idąc z duchem czasu armator zadbał także o inne udogodnienia – na etapie kupowania biletu można m.in. dopłacić za możliwość podładowania elektryka. W takiej sytuacji na prom trzeba odprawić się jednak przynajmniej pół godziny przed planowanym wypłynięciem. Podczas naszego wyjazdu na Bornholm uzupełnianie prądu na trasie nie było potrzebne. Akumulator elektrycznego Volvo XC40 mieści na tyle dużo prądu, a zużycie nawet w topowej wersji z dwoma silnikami jest na tyle małe, że na jednym ładowaniu można dotrzeć z Kopenhagi do Ystad, zobaczyć największe atrakcje turystyczne na wyspie i wrócić.
Sieć ładowarek samochodowych na Bornholmie
Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by prąd uzupełnić także na Bornholmie. Zgodnie z aktualnymi trendami rozwija się tam sieć stacji ładowania – nacisk położono na tańsze i mniej wymagające względem infrastruktury ładowarki prądu zmiennego (a więc nie najszybsze stacje ładowania), które z powodzeniem wystarczają jednak, by podczas nocnego postoju w hotelu czy pensjonacie naładować akumulator pojazdu do pełna. W Danii elektromobilność rozwija się wolniej niż w Szwecji czy Norwegii. To m.in. efekt umiarkowanego wsparcia ze strony rządu, który postawił na relatywnie małe ulgi na etapie rejestracji pojazdu.
Jeżdżenie po Bornholmie, bez względu na typ napędu samochodu, daje kierowcy czas na podładowanie akumulatorów. Ruch jest niewielki i przewidywalny, nawierzchnia dobrze utrzymana, drogi nie są obłożone setkami bannerów reklamowych czy billboardów. Na poboczach nie dostrzeżemy śmieci. Są za to porządek i wszechobecna zieleń. Bornholm ma dosyć regularny kształt i niewielkie rozmiary. Dłuższa z przekątnych mierzy ok. 39 km, a krótsza – 30 km. W rezultacie większość przejazdów samochodem, bez względu na cel, zajmuje w granicach 30 minut.
Rowerem po Bornholmie
Na Bornholmie wytyczono aż 235 kilometrów tras rowerowych, przy czym wiodąca dookoła niej mierzy 105 km – nawet niezbyt wprawieni cykliści będą w stanie poradzić sobie z jej pokonaniem w ciągu jednego dnia, ze względu na umiarkowane przewyższenia (północna część Bornholmu jest bardziej wypiętrzona niż południowa).
Równie dobrze można ograniczyć tempo podróży i skupić się na zaglądaniu w każdy zakątek urokliwych wsi czy poszukiwaniu atrakcji naturalnych – polecamy wizytę w jaskini Sorte Gryde, Świętych Skałach Helligdomsklipperne, Kaplicy Jana Jons Kapel czy ruinach średniowiecznego zamku Hammershus. Podczas podróży wielokrotnie natkniemy się na wędzarnie ryb (røgeri), samoobsługowe kramy z płodami rolnymi czy sklepy z lokalnym rękodziełem, ceramiką, przetworami, miodami czy piwem.
1/3 tras rowerowych została wytyczona na szlakach zlikwidowanych linii kolejowych. W efekcie rowerem podróżuje się z dala od ruchu ulicznego. Nawet tam, gdzie użytkownicy różnych pojazdów współdzielą drogę, nie jest to niebezpieczne czy stresujące. Na Bornholmie nikt się nie spieszy, ani nie próbuje wyprzedzać rowerzystów bez zachowania bezpiecznego odstępu. Każdy z lokalnych kierowców bez trudu potrafi postawić się w roli niechronionego użytkownika drogi – dość powiedzieć, że na Bornholmie jest więcej rowerów niż samochodów. Kto chciałby zaplanować swoją podróż rowerem, może skorzystać z map dostępnych na oficjalnej stronie wyspy.
Część osób planujących wypoczynek na jednej z bałtyckich wysp może zadawać sobie pytanie – duński Bornholm czy niemiecka Rugia. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Na łatwiej dostępnej Rugii również nie brakuje tras rowerowych, klifów oraz szeroko rozumianego spokoju. Oczywiście znaczenie ma, czy wybierzemy się tam w środku czy pod koniec sezonu.
Most na Rugię prowadzi przez Stralsund – miasta ze średniowieczną starówką wpisaną na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i efektownym Ozeaneum, trzecim największym oceanarium w Europie. Za Bornholmem przemawia jeszcze większy spokój oraz niepowtarzalny urok leciwych skandynawskich zabudowań. Zgodnie ze skandynawskimi zwyczajami, kontakt z naturą nie jest reglamentowany – wspomniane wcześniej atrakcje można podziwiać bez kupowania biletów, natomiast w Niemczech za wejście na kredowy klif Köningsstuhl trzeba zapłacić, otrzymując w dodatkowo także możliwość wejścia do muzeum.