Z powodu epidemii koronawirusa odwołane są wszystkie imprezy sportowe, jednak mimo to na torze wyścigowym Daytona jest pełno aut. O co chodzi?
Czas pandemii to także trudny czas dla sportów motorowych. Kolejne zawody są odwoływane, a zespoły i automobilkluby liczą straty. W przypadku Formuły 1 odwołana lub przeniesiona na późniejszy termin została już prawie połowa wszystkich wyścigów, które znalazły się w tegorocznym kalendarzu. „Bezrobotne” ekipy F1 znalazły sobie nowe zajęcie – brytyjskie teamy utworzyły Project Pitlane i włączyły się do walki z koronawirusem.
Pomimo hucznej inauguracji sezonu 2020, rywalizacja w zawodach serii Nascar także została zawieszona – jak na razie do 3 maja. Jednak od 10 kwietnia na słynnym torze Daytona International Speedway znów można zaobserwować tłumy. Wiemy, skąd wzięły się tam setki samochodów.
W piątek na torze Daytona uruchomiono mobilny punkt testowania na obecność koronawirusa. Prawie jak w restauracjach typu fast food, należy podjechać do stanowiska „drive-thru” i opuścić szybę, tak aby pracownik medyczny mógł pobrać próbkę śliny. Wszystko odbywa się w możliwie jak najbezpieczniejszych warunkach, bez konieczności wysiadania z auta.
Ten nietypowo zlokalizowany punkt testowy jest czynny od poniedziałku do piątku w godzinach 9:00-16:00 oraz w weekendy od 9:00 do 13:00. Dziennie w tym miejscu można wykonać maksymalnie 500 testów. Od teraz kultowe „Daytona 500” nabiera nowego znaczenia.
Zdjęcie główne: Daytona International Speedway