Od kilku lat byliśmy świadkami szybko rosnącego zainteresowania autami elektrycznymi. Okazuje się, że trend został częściowo wykreowany przez rządy i urzędników!
Mimo że pomysł na samochód z napędem elektrycznym nie jest nowy, dopiero w ostatniej dekadzie byliśmy świadkami rosnącej sprzedaży przy jednoczesnym szybkim powiększaniu się gamy modelowej. Mimo że ceny „elektrowozów” nie były niskie, ich sprzedaż, zwłaszcza w zamożnych krajach szła nieźle. Nic dziwnego. Dość powiedzieć, że w Norwegii auta na prąd były zwolnione z podatku, więc i3 było jednym z najtańszych BMW, natomiast e-Golf kosztował tyle, co bazowe, spalinowe wersje ze słabszymi silnikami.
W świecie motoryzacji trendy nie są jednak wieczne, czego potwierdzeniem jest… malejące zainteresowanie elektrykami. Dlaczego? Powodów jest kilka. Nie można zapominać, że kołem napędowym sprzedaży elektryków w Europie była potrzeba sprostania limitowi średniej emisji w gamie pojazdów, która została ustalona na poziomie 95 g CO2/km. Jej przekroczenie oznacza kary nakładane na producenta – za każdy ponadnormatywny gram dwutlenku węgla, co po przemnożeniu przez liczbę sprzedawanych pojazdów może generować potężne kwoty. Osoby stojące na cele niektórych firm motoryzacyjnych nie owijają jednak w bawełnę i mówią, że samochodów z napędem elektrycznym sprzedają tyle, ile muszą.
Wyraźnie potwierdza to raport Europejskiej federacji na rzecz transportu i środowiska. Okazuje się, że w Europie udział samochodów elektrycznych w sprzedaży w pierwszej połowie 2022 r. spadł do poziomu 11% z 13% w drugiej połowie 2021 r. Jednocześnie sprzedaż elektryków w Chinach i USA dynamicznie rosła. Źródła sytuacji trudno więc upatrywać w niedoborach półprzewodników, innych materiałów i przerwaniu łańcuchów logistycznych (bo te uderzyłyby we wszystkie rynki), tylko regulacjach prawnych.
Na wykresach dotyczących średniej emisji w gamie wyraźnie widać, że w latach 2020-2021 dokonał się spadek, po czym poziom emisji ustabilizował się. Koncerny motoryzacyjne ewidentnie dopasowały się do przepisów, natomiast nie walczą o dalszą redukcję emisji. Dużo jest do zrobienia także na innych polach. – Powinny być także wspieranie takie rozwiązania, jak tani leasing aut elektrycznych, żeby stały się one dostępne dla wszystkich – dodaje Julia Poliscanova, dyrektor Transport & Environment.
Europejskim liderem w zakresie elektromobilności od lat była Norwegia, gdzie sprzedawało się więcej aut na prąd niż z silnikami spalinowymi. Okazuje się jednak, że preferencje były sztucznie wykreowane. W styczniu droższe elektryki objęto VAT-em w wysokości 25%. Do tego doszedł podatek uzależniony od masy pojazdu. A w tej kwestii elektryki zdecydowanie przegrywają ze spalinowymi odpowiednikami. Efekt? W styczniu w Norwegii zarejestrowano tylko 1860 nowych aut. Jak podał serwis insideevs.com jest to najgorszy wynik od… 1962 roku. W porównaniu ze styczniem 2022 roku spadek wyniósł aż 80%. Między grudniem 2022 a styczniem 2023 spadek sięgnął 95% – nie jest to jednak do końca miarodajny wynik, bo wiadomo, że wszyscy zainteresowani zmianą samochodu chcieli zdążyć przed zmianą przepisów i przyspieszyli ewentualną decyzję zakupową.
Sprzedaż elektryków spadła o 13,2% także w Niemczech, gdzie poziom wsparcia dla aut o wartości do 40 tys. euro netto spadł z 9000 do 4500 euro, natomiast całkowicie zawieszono wsparcie dla samochodów kosztujących więcej (dotychczas rząd dokładał 6750 euro). Zmniejszyło się także zainteresowanie hybrydami.
Przykład wymienionych krajów oraz Holandii, gdzie nabywcy elektryków i plug-inów wciąż mogą liczyć np. na zwolnienie z podatku drogowego i rosnąca sprzedaż takich aut w Niderlandach dowodzi, że dla klientów wcale nie najbardziej istotne są względy ekologiczne czy przyjemność z jazdy elektrykiem, tylko przede wszystkim aspekty ekonomiczne.