ElektromobilnośćSrogi pożar "elektryka". 21 godzin gaszenia i 16 zastępów straży

Srogi pożar „elektryka”. 21 godzin gaszenia i 16 zastępów straży

Statystycznie rzecz biorąc, pożary aut elektrycznych nie są częstsze niż aut spalinowych. Niestety życie to nie statystyka – płonący elektryk to naprawdę gorący problem!

Mawia się, że z prądem i ogniem nie ma żartów. Jeżeli do tej układanki dołożymy ważący kilkaset kilogramów akumulator litowo-jonowy, to może powstać naprawdę duży problem. Dlaczego? Pożary ogniw litowo-jonowych są trudne do opanowania.

Akumulator trakcyjny pojazdu ma postać dobrze uszczelnionej puszki do wnętrza której nie zawsze można podać środki gaśnicze. Zresztą w takim przypadku użycie do walki z ogniem konwencjoanlnych środków nie zawsze będzie skuteczne, bo – jak podaje strona denios.pl – ogniwa litowo-jonowe same wytwarzają tlen potrzebny do powstania pożaru. Co gorsza, nagrzewające się lub płonące już ogniwo nagrzewa sąsiednie elementy, co może wywoływać reakcję łańcuchową, która prowadzi do jeszcze silniejszego uwolnienia energii.

Zjawisko można próbować zatrzymać lub spowolnić poprzez chłodzenie akumulatora. Im głębiej wewnątrz baterii pojazdu reakcja została jednak zapoczątkowana, tym szansa na przejęcie kontroli staje się mniejsze.

Pożar elektrycznego Mercedesa

Przed dużym wyzwaniem stanęły jednostki straży wezwanej do pożaru elektrycznego Mercedesa EQA w Tuchomiu leżącym na przedmieściach Gdańska. Strażacy z Chwaszczyna na swoim facebookowym profilu podali, że o godzinie 21:00 zostali zadysponowani do pożaru samochodu elektrycznego. Jak podaje portal trojmiasto.pl w akcji trwającej do godziny 17:50 kolejnego dnia wzięło udział 16 zastępów straży z OSP Chwaszczyno, OSP Żukowo, JRG 1 Gdańsk, JRG 3 Gdańsk, JRG 4 Gdynia oraz JRG Kartuzy. W gaszeniu uczestniczyła też policja. Sam proces bezpośredniej walki z ogniem trwał krócej – w sieci pojawiają się informację, że zajął niecałą godzinę. Fakt ten jest podkreślany przez zwolenników elektromobilności. Przeciwnicy aut na prąd zauważają, jak wiele osób i środków musiało zostać zaangażowanych w rozwiązanie problemów. Powstały przy tym dymy – zapewne toksyczne – i potencjalnie szkodliwe ciecze, które wsiąknęły w ziemię.

Marek Szwaba, oficer prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Kartuzach, przekazał PAP, że akcja trwała tak długo, bo akumulator „elektryka” wymaga schłodzenia. Uzyskuje się to poprzez zanurzenie pojazdu w kontenerze wypełnionym wodą, który sprowadzono z Gdańska. Według strażaków minimalny czas zanurzenia „elektryka” wynosi 7 godzin. Po wyjęciu auta z kontenera przez kolejne dwie godziny kontrolowano, czy temperatura akumulatora nie rośnie. A gdyby kontener nie był dostępny? Zapewne jedynym rozwiązaniem byłoby długotrwałe polewanie pojazdu wodą, a gdyby nie było to możliwe – pozostawienie przez wiele godzin pod nadzorem.

Kontener do gazeniaProwadzenie akcji ułatwiło miejsce pożaru – znajdujące się poza obszarem zabudowanym i z dala od zabudowań czy innych pojazdów. Zimowa aura dodatkowo nie sprzyjała rozprzestrzenianiu się ognia.

Zdjęcia: Facebook/Ochotnicza Straż Pożarna w Chwaszczynie

Nie przegap najnowszych artykułów! Obserwuj Wybór Kierowców na FACEBOOKU
NEWSY
Polecane
Wybór redakcji