Świat elektrycznej motoryzacji jest podobny do świata aut spalinowych, ale pod pewnymi względami różny. Jedną kwestią jest ładowanie, które w wielu autach wywoła podobne defekty.
Nawet najlepszy samochód elektryczny nie może obyć się bez ładowania. Na razie technologia bezprzewodowego uzupełniania prądu jest w powijakach. Oznacza to, że do każdego samochodu trzeba wpinać przewód z ładowaniem.
W teorii nie jest to specjalnie skomplikowane. Kto jeździł „elektrykiem” wie jednak, że teoria odbiega od praktyki. Ładowarki mają różną budowę – ale rzadko która ma kabel na wysięgniku lub bardzo długi i elastyczny przewód. Do tego samochody mają gniazda w różnych miejscach. Wystarczy, że przy ładowarce stoi już jeden pojazd lub ktoś zastawił jedno ze stanowisk, a pojawia się problem.
Zwykle skutkuje on tym, że auto trzeba jakoś ustawić, a kabel do niego jakoś dociągnąć. Biorąc pod uwagę, że wtyczki są twarde i dosyć ciężkie, a karoserie nie zawsze czyste, wystarczy chwila nieuwagi, by wizyta na ładowarce zakończyła się wgnieceniem lub zarysowaniem nadwozia upuszczoną wtyczką lub szkodami spowodowanymi w wyniku ocierania się kabla o nadwozie.
Warto wiedzieć: Czy samochody elektryczne wytwarzają szkodliwe promieniowanie elektromagnetyczne?
Najlepszym ze scenariuszy są gumowe ślady – powstające na elementach poprzez ocieranie się kabla. Można je usunąć nawet politurą do lakieru czy benzyną ekstrakcyjną. W kilkuletnim, używanym „elektryku” zarysowania w okolicy gniazda do ładowania czy druga warstwa lakieru na elemencie nie powinna więc nikogo dziwić.