Toyota Camry po 15 latach wraca do Europy. Ósma generacja modelu jest już dostępna w salonach. Oferta obejmuje tylko jedną wersję napędową – z układem hybrydowym.
Ostatni egzemplarz Toyoty Camry na europejskim rynku sprzedano w 2004 r. Później jej miejsce, przynajmniej częściowo, wypełniał Avensis, którego trzecie wydanie przy życiu pozostawało przez długie 9 lat. Nie doczeka się on jednak następcy. Zamiast niego Japończycy z powrotem wprowadzili do Europy większą i wyżej pozycjonowaną Camry (tutaj znajdziecie historię Camry). To jedna z najchętniej kupowanych Toyot na świecie – średnio co roku (od 1982 r., od premiery 1. generacji) do klientów trafia ok. 700 tys. egzemplarzy tego samochodu. Tym samym jest on trzecim najpopularniejszym modelem japońskiej marki– po Corolli i RAV4.

Oszczędny napęd
Na Starym Kontynencie Camry dostępna jest wyłącznie z jednym, hybrydowym układem napędowym. Wykorzystuje on 2,5-litrową, 4-cylindrową jednostką benzynową (178 KM) pracującą w oszczędnym cyklu Atkinsona, z dwoma rodzajami wtrysku – bezpośrednim i pośrednim. Do pary ma ona lżejszy i bardziej kompaktowy niż wcześniej silnik trakcyjny o mocy 120 KM.
Nowe są także przekładnia planetarna (pracuje jak CVT) oraz akumulatory niklowo-wodorkowe o pojemności 6,5 kWh. Dzięki mniejszym niż do tej pory wymiarom (m.in. o 12 cm mniejsza wysokość) oraz bardziej wydajnemu układowi chłodzenia udało się „upchać” je pod kanapą, co ma pozytywny wpływ na rozkład mas samochodu. Łącznie układ napędowy Camry wytwarza 218 KM i zapewnia dobre osiągi.

Według producenta do 100 km/h ze startu zatrzymanego rozpędza on tego sporego sedana w czasie 8,3 s i pozwala na osiągnięcie ograniczonej elektronicznie prędkości 180 km/h. Tyle że w przypadku hybrydowej Toyoty nie chodzi o osiągi, a oszczędne obchodzenie się z paliwem. A pod tym względem nowy napęd (hybryda czwartej generacji) wypada bardzo dobrze.
Na testowej, około 90-kilometrowej trasie przebiegającej głównie pagórkowatymi drogami Camry potrzebowała średnio jedyne 5,5 l benzyny na 100 km. Owszem, jazda była przeważnie spokojna i bez gwałtownych przyspieszeń, ale jak na mierzące 488,5 cm długości i ważące od 1595 kg auto, wynik i tak robi wrażenie.

Nowy napęd hybrydowy ma więcej jasnych punktów. Przede wszystkim pracuje niezwykle płynnie i tak gładko przełącza się pomiędzy silnikiem spalinowym i elektrycznym, że nie jest to wyczuwalne. Świadczy o tym jedynie hałas dochodzący spod maski. Zazwyczaj jest on jednak mocno przytłumiony. Wyjątek stanowią ostre przyspieszenia, gdy jednostka benzynowa pracuje blisko swoich maksymalnych obrotów. Tylko wtedy zaczyna on wyraźnie dominować w kabinie, ale na szczęście nie wyje.
W odróżnieniu od wcześniej stosowanych układów hybrydowych, napęd Camry zdecydowanie częściej wspiera się silnikiem elektrycznym. To właśnie na jego barkach spoczywa przede wszystkim najtrudniejsze zadanie w postaci ruszania z miejsca, czyli sytuacja, w której jednostka spalinowa musi się wyjątkowo mocno „nagimnastykować”. Również przy nagłym dodaniu gazu to właśnie ona zapewnia początkowy zastrzyk niutonometrów, by po chwili do głosu doszedł 2,5-litrowy silnik benzynowy. W rezultacie Camry jest pozbawione tego odbierającego frajdę z jazdy otępienia, gdy kierowca chce nagle przyspieszyć. Zwłoka w pracy układu hybrydowego jest bardzo krótka (nawet w oszczędnym trybie Eco), na co po części wpływa nowo opracowana, dobrze reagująca przekładnia planetarna.

Obszerna kabina
Mierzące 488,5 cm długości i 184 cm szerokości Camry wymiarami przebija większość przedstawicieli klasy średniej (Skoda Superb: 486,1 cm długości), ale i nieco ustępuje choćby Oplowi Insigni GS (489,7 cm) oraz reprezentującemu klasę wyższą BMW serii 5 (493,6 cm). Kabina samochodu okazuje się obszerna i porównywalna z tą w Oplu, szczególnie w drugim rzędzie siedzeń.
Do jej plusów należą: dobra widoczność z miejsca kierowcy (lusterka odsunięte od słupków, nisko przebiegająca linia okien z boku), porządna ergonomia oraz liczne miękkie tworzywa. Mimo tego wewnątrz Camry bez trudu da się dostrzec pewne oszczędności. Są to choćby plastikowe osłony słupków dachowych, kieszenie i schowek w desce rozdzielczej bez miękkiego wykończenia czy brak oświetlenia nastrojowego. Słabo prezentują się też wielkie zawiasy wnikające do wnętrza bagażnika (524 l).
Deska rozdzielcza w najdroższej odmianie została częściowo wykończona syntetyczną skórą. Obsługa podstawowych funkcji jest bezproblemowa, w czym zasługa fizycznego panelu klimatyzacji oraz nieprzeładowanych funkcjami dźwigienek przy kierownicy. System multimedialny z 7- lub 8-calowym ekranem dotykowym działa sprawnie i ma nieskomplikowane menu. Po jego bokach znalazły się duże, prostokątne przyciski -skróty do wyboru podstawowych funkcji oraz dwa pokrętła, z których jedno służy do dostrajania stacji radiowej, a drugie – do regulacji głośności. Szkoda, że nie przeniesiono go na przeciwną stronę (dla pasażera), ponieważ zdarza się je mylić. Szkoda też, że Camry, podobnie jak inne nowości Toyoty, czyli RAV4 i Corolla, będzie musiała jeszcze poczekać na funkcje Android Auto i Apple CarPlay. Nawigacja rozczarowuje z kolei nieco archaiczną grafiką.
Wysoki komfort
Choć układ jezdny z kolumnami McPhersona z przodu i podwójnymi wahaczami z tyłu został dopasowany pod europejskie gusta, Camry stawia przede wszystkim na komfort. Czuć to od pierwszego metra jazdy. Ze swoim gładko i łagodnie tłumiącym nierówności zawieszeniem oraz porządnie wyciszoną kabiną Toyota jawi się bowiem jako „oaza spokoju”, która działa kojąco nie tylko na pasażerów, ale i na kierowcę.

Nawet na krętej drodze japoński sedan nie zachęca do szybkiej jazdy, ale trudno uznać to za wadę. Układ kierowniczy nie wykazuje się bowiem ostrymi reakcjami i jest mniej bezpośredni niż np. w Skodzie Superb, ale idealnie pasuje do Camry. Pozwala na precyzyjne trafianie w zakręty, nie jest „rozmydlony” i nie odbiera poczucia panowania nad samochodem. ESP, które można wyłączyć jedynie do prędkości 50 km/h, działa podobnie jak we współczesnych modelach koncernu PSA. Choć przy odjęciu nogi z gazu w skręcie zdarzają mu się gwałtowne reakcje w celu przywrócenia tylnej osi na właściwy tor (znacznie ostrzejsze niż choćby w Peugeocie 508), w ciasnych zakrętach przejeżdżanych na granicy przyczepności system ewidentnie przeciwdziała płużeniu przedniej osi. W rezultacie Camry ma jedynie tendencję do niewielkiej, łatwo wyczuwalnej podsterowności.
Tyle że raczej mało który kierowca będzie zapędzał ją w te rejony. Japoński sedan ma mocno stonowany charakter i jest nieco zwalisty. Nie można jednak powiedzieć, że prowadzi się źle czy mało pewnie. Nawet przy dużych prędkościach zachowuje się stabilnie, a przy nagłym przejściu ze skrętu w skręt nie wpada w bujanie. Jest po prostu inny od VW Passata czy Skody Superb i bliższy charakterem Oplowi Insigni GS. Ale wcale nie zły!

Bogate wyposażenie
Ceny nowej Toyoty startują z pułapu 141 900 zł, a wyposażenie podstawowej wersji Comfort należy do naprawdę okazałych. W jego skład wchodzą m.in. przednie i tylne czujniki parkowania, kamera cofania, dostęp bezkluczykowy, klimatyzacja 2-strefowa, reflektory Bi-LED, 17-calowe obręcze z lekkich stopów, elektrycznie regulowany fotel kierowcy, 7-calowy ekran pomiędzy zegarami, system multimedialny (7”) oraz 7 poduszek powietrznych (w tym kolanowa kierowcy), adaptacyjny tempomat, a także układy awaryjnego hamowania z rozpoznawaniem pieszych, rozpoznawania znaków drogowych i ostrzegania o nagłej zmianie pasa ruchu.
Nowa Toyota dysponuje jeszcze czymś, czego nie sposób kupić za pieniądze. To legendarna niezawodność i nadal, po latach nieobecności na polskim rynku, ogromna rozpoznawalność. A to plus nowoczesny napęd (5 lat gwarancji na elementy układu hybrydowego z limitem do 100 tys. km przebiegu i do 10 lat na akumulator), jednoznacznie komfortowy charakter, obszerna kabina oraz bogate wyposażenie – może przynieść jej grono nowych klientów.