Większość koncernów stara się sprzedawać coraz więcej aut. Tymczasem szef Lamborghini zapowiedział, że jego firma będzie… ograniczać produkcję samochodów.
W 2018 r. sprzedaż aut włoskiej marki wzrosła aż o 51% w porównaniu z rokiem wcześniejszym – do 5750 sztuk. W 2019 r. nabywców znalazło ponad 8200 egzemplarzy Lamborghini. Tak gwałtowny wzrost to zasługa wprowadzenia na rynek pierwszego SUV-a – Urusa. Ten model stanowi już ponad połowę całej sprzedaży samochodów włoskiego producenta.
Jednak okazuje się, że także i w tym przypadku sukces ma swoją cenę. Dyrektor generalny marki, Stefano Domenicali w wywiadzie dla Automotive News Europe zdradził, że Lamborghini planuje sprzedać w tym roku ok. 8500 aut i utrzymać ten pułap przez następnych kilka lat. Ten poziom wydaje się wskazany z kilku powodów.
Przede wszystkim, przy obecnej liczbie zamówień zakłady włoskiej marki już pracują z pełną mocą. Rozbudowa linii produkcyjnej wiązałaby się ze sporymi nakładami finansowymi, a władze koncernu nie zdecydują się na taki krok, jeśli nie będą miały pewności co do zwrotu z inwestycji. Zwłaszcza, że Domenicali ma świadomość, że zainteresowanie Urusem nie będzie rosło w nieskończoność i dalszy wzrost sprzedaży (przekroczenie liczby 10 000 samochodów rocznie) wymaga wprowadzenia do oferty kolejnego, czwartego modelu. A ten spodziewany jest najwcześniej w 2025 roku. Ma to być typowe gran turismo z silnikiem umieszczonym z przodu i układem siedzeń 2+2. Czyżby czekał nas Bentley Continental GT z logo włoskiego producenta?
Dla Lamborghini istotny jest również inny czynnik – ekskluzywność. Wizerunkowi firmy sprzyja to, że jej produkty są przeznaczone dla elitarnego grona odbiorców. Nie możemy także zapominać o kwestii norm emisji dwutlenku węgla. Tacy producenci jak Lamborghini mają limity negocjowane indywidualnie. Zbyt duża produkcja oznaczałaby, że wpadną w ograniczenia wyznaczone dla dużych producentów, a to z pewnością nie będzie im się opłacać.