Wielu kierowców traktuje po macoszemu kwestię przygotowania do jazdy. W pewnych sytuacjach może mieć to tragiczne konsekwencje.
Każdy samochód jest tak zaprojektowany, by zapewnić możliwie wysoki komfort oraz poziom bezpieczeństwa. Niestety w pewnych sytuacjach rozwiązania mogą obrócić się przeciwko nam i spowodować uszczerbek na zdrowiu, a nawet życiu.
Jednym z nich są zagłówki tylnej kanapy. Kiedy z tyłu nikt nie jedzie – a zwykle ma to miejsce – zagłówki nie tylko nie są używane, a stają się szkodliwe, gdyż zawężają pole widzenia. Aby ograniczyć to zjawisko, producenci w wielu modelach zaprojektowali zagłówki, które można złożyć lub znacząco obniżyć.
Niestety większość siadających na kanapę nie tylko nie ma w zwyczaju zapinać pasy, które chronią przed skutkami zderzeń czołowych i bocznych, ale również lekceważy kwestię regulacji zagłówka, który jest kluczowy w przypadku uderzenia tylnego – nietrudno o nie w mieście.
Warto wiedzieć: Tajemniczy przełącznik w tylnych drzwiach. Ma go prawie każde auto. Do czego służy?
Dlaczego ustawienia zagłówka w taki sposób, by jego górna krawędź kończyła się na wysokości czubka głowy, a przynajmniej linii oczu jest tak ważne? Przy się przekonać, wystarczy usiąść na kanapie ze złożonymi zagłówkami i odchylić głowę maksymalnie do tyłu. Nie jest to przyjemne doznanie. W przypadku uderzenia w tył pojazdu głowa powędruje w takie położenie w ciągu ułamka sekundy, a być może odchyli się jeszcze bardziej, niż byliśmy to w stanie świadomie zrobić. Efekt? Przynajmniej bolesne naciągnięcie mięśni karku. Niestety w grę wchodzi też uszkodzenie szyjnego odcinka kręgosłupa. Czy warto tak ryzykować, zamiast sięgnąć ręką za siebie i ustawić zagłówek (chociażby od razu w górne położenie)?
