Każdego roku do Polski sprowadza się ponad milion używanych samochodów. Wśród nich nie brakuje dobrych aut, ale także pojazdów wystawianych na sprzedaż przez handlarzy – nie zawsze uczciwych. Czy można rozpoznać ich ogłoszenia?
Lata nieuczciwych praktyk sprawiły, że 40% Polaków najchętniej kupiłoby samochód od znajomego. Kolejne 30% ucieszyłoby się z możliwości zakupu auta w punkcie działającym przy ASO. Na dalszym planie stoją poszukiwania pojazdu oferowanego na sprzedaż przez osobę prywatną, a na samym końcu – przez handlarza.

Oferty zawodowców zwykle można rozpoznać po adnotacjach „auto do opłat” bądź zawartych w ogłoszeniach propozycjach zamiany pojazdów za dopłatą czy zakupu go na kredyt. Powszedni jest też żargon – w tym określenia „igła”, „pali na dotyk”, „bez wkładu finansowego”, „dla konesera”, „jedyny taki”, „stan kolekcjonerski”, „stan salonowy”. Częstą praktyką jest wpisywanie tytułu ogłoszenia wielkimi literami.
Redakcja poleca: Najpopularniejsze samochody używane w Polsce
Serwisy ogłoszeniowe pozwalają na przejrzenie także innych ogłoszeń danego sprzedającego. Jeżeli również dotyczą samochodów, mamy pewność, że trafiliśmy na handlarza. Mogą oni wystawiać oferty z różnych kont. W takiej sytuacji pomocna staje się wyszukiwarka Google – warto sprawdzić w niej podany w ogłoszeniu numer. Może prowadzić do archiwalnych ofert.

Sygnałem ostrzegawczym jest też świetny wygląd pojazdu czy doskonałe zdjęcia, które są idealnie skadrowane i doświetlone. Aby zrobić wrażenie na kupującym i utwierdzić go w przekonaniu, że trafił na okazje, handlarze proszą zawodowców o wykonanie zdjęć lub nauczyli się wykonywać fotografie o niemal „prospektowej” jakości. Do myślenia powinien dawać także brak przedmiotów codziennego użytku w kabinie czy bagażniku. W normalnie użytkowanym aucie zawsze można znaleźć kilka, choćby drobnych rzeczy (uchwyt na telefon, gąbkę do szyb, gaśnicę, ładowarkę itd.)
Idealnie czysta komora silnika również nie świadczy, że trafiło się na okazję. Oczywiście pewna grupa właścicieli drogich aut czy youngtimerów dba o czystość także pod maską. Zwykle świadczy ona jednak, że silnik został umyty przed wystawieniem auta na sprzedaż, co może świadczyć np. o chęci zamaskowania wycieków oleju.

Jeżeli na zdjęciach zostały dokładnie sfotografowane usterki, może to świadczyć o dobrych intencjach sprzedającego, który nie chciałby, żeby potencjalny klient rozczarował się w trakcie oględzin pojazdu. Niestety w grę wchodzi także inny scenariusz. Usterki bywają celowo pokazywane, by uśpić czujność klienta – skupi się on na rysie na zderzaku, a przeoczy ślady po wspawaniu całej „ćwiartki” nadwozia.
Redakcja poleca: Najlepsze 10-letnie używane samochody kompaktowe według ADAC
Gdy w ogłoszeniu znajdują się także zdjęcia książki serwisowej, warto przyjrzeć się, czy wpisy nie zostały wykonane jednym długopisem, tym samym charakterem pisma i opieczętowane przez jeden serwis. By uwiarygodnić przebieg niektórzy fabrykują wpisy w książkach (czystą można kupić za kilkadziesiąt złotych). W niektórych książkach znajdują się informacje o roku jej wydrukowania. Oczywiście nie powinien być on późniejszy niż data produkcji pojazdu.
Co za bzdury tu czytam.Jak napisane ze igła czy ze pali na dotyk to od handlarza?ze jak ktos robi zdjecia usterek to moze ma zamiar uspic czujnosc przed wielkimi usterkami itd.jak sprzedawalem auto i bylo w super stanie i odpalalo od razu to wlasnie pisalem ze igla itd.wedlug autora najlepiej chyba wogole niedawac opisu i robic zdjecia z daleka i z zaparowanym obiektywem i wtedy nic niebedzie widac i nic nie bedzie wiadomo…. tylko ze takie auta tez widzialem od handlarzy
Przepraszam ale sprzedawca prywatny może być takim samym oszustem jak handlarz. Handlarz może być uczciwy a prywatny sprzedawca nie. I co za wiedzę przynosi nam powyższy artykuł?