Motoryzacja stale ewoluuje. Wraz ze zmianami w sposobie konstruowania aut zmieniają się wrażenia z ich prowadzenia. Na szczęście na lepsze!
Przez dekady kierowca wsiadający do nowego dla siebie auta mniej więcej wiedział, czego może się spodziewać. Pierwszą poważną zmianę przyniosła popularyzacja turbodoładowanych silników, co znacząco poprawiło dynamikę i elastyczność. Kolejnym krokiem ku współczesności była premiera dwusprzęgłowych skrzyń biegów, której towarzyszyło znaczące przyspieszenie tempa pracy i wzrostu liczby przełożeń w klasycznych „automatach”. W efekcie samochody z automatycznymi skrzyniami zaczęły być bardziej dynamiczne od odpowiedników z ręczną przekładnią, co przez lata było nie do pomyślenia.
Następny przełom jest zasługą samochodów z napędem elektrycznym. O ile w spalinowych pojazdach najcięższym, oczywiście poza karoserią, elementem jest zespół napędowy, który znajduje się dosyć wysoko, tak w „elektrykach” nawet kilkaset kilogramów przypada na pakiet akumulatorów – umieszczony nie więcej niż 20-25 cm nad drogą. Istotnie obniża to położenie środka ciężkości całego samochodu i kapitalnie wpływa na właściwości jezdne – nieprzypadkowo sportowe auta z prawdziwego zdarzenia mają obniżone zawieszenie i niskie karoserie. Akumulator znajduje się między osiami – sprzyja to równomiernemu rozłożeniu masy pojazdu między przednimi i tylnymi kołami.
Im niżej położony środek ciężkości i lepsze wyważenie, tym samochód chętniej zmienia kierunek jazdy oraz pozostaje bardziej przyczepny i przewidywalny w zakrętach. W taki też sposób można opisać właściwości jezdne nowego Fiata 500. Włoskie auto z napędem elektrycznym prowadzi się jak duży gokart. Nie jest jednak przy tym na tyle sztywne, by każda nierówność nieprzyjemnie wstrząsała zawartością kabiny.
Wrażenia z jazdy samochodem elektrycznym współtworzy też silnik. Przykład wspomnianego Fiata 500 dowodzi, że nie musi być on wyjątkowo mocny, by zapewnić świetne osiągi. Sekret tkwi w momencie obrotowym, który jest dostępny od najniższych obrotów. Zainteresowani zakupem elektrycznego Fiata 500 mogą zdecydować się na jednostki rozwijające 95 lub 118 KM. W obu przypadkach na koła płynie 220 Nm. A to już rewiry niegdyś zarezerwowane dla mocniejszych wersji spalinowego Abartha 500. W razie potrzeby elektryczny Fiat 500 może rozpędzić się do 100 km/h w 9,5 s (wersja 95 KM) lub 9,0 sekund (wersja 118 KM).
Największe wrażenie robi jednak nie czas sprint do „setki”, a sposób, w jaki elektryk rusza i pokonuje pierwsze metry. Dzieje się to zdecydowanie, płynnie, a zarazem bez niepotrzebnego wahania czy problemów z trakcją, które elektronika jest w stanie zdławić w zarodku – kontrola motoru elektrycznego jest znacznie łatwiejsza i szybsza niż korygowanie zachowania dużo bardziej skomplikowanego silnika spalinowego.
Brak skrzyni biegów sprawia, że samochody z napędem elektrycznym niemal jednostajnym tempem rozpędzają się od zera do prędkości autostradowej. Problemy nie pojawiają się także, gdy kierowca zechce nagle zmienić tempo jazdy – nie jest potrzebna redukcja biegu. Wystarczy, że elektronika podejmie decyzję o wysłaniu do silnika większego prądu.
W normalnych sytuacjach drogowych użytkownik auta elektrycznego może niemal zapomnieć o konieczności używania pedału hamulca. Do regulowania tempa jazdy wystarczy odpuszczanie pedału gazu, które w wybranych trybach jazdy powoduje mniej lub bardziej intensywne wytracanie prędkości. Za proces odpowiada silnik elektryczny, który spowalnia auto, jednocześnie generując prąd, który wraca do akumulatora. Dla wielu osób największą zaletą „elektryków” jest niczym niezmącony spokój w ich wnętrzu. Silnik pracuje bez wibracji i niemal bezszelestnie, a dopiero przy wyższych prędkościach dają się słyszeć szumy opon i powietrza opływającego nadwozie czy lusterka.
Kto raz rozsmakuje się w elektrycznej motoryzacji, może mieć problem z powrotem do samochodu z silnikiem tłokowym. Zwłaszcza, gdy jeździ niemal wyłącznie po mieście. W takich warunkach napęd elektryczny okazuje się bezkonkurencyjny.