Ferrari nie jest marką dla każdego i w tym akurat przypadku nie chodzi wcale o zasobność portfela. Producent z Maranello stara się bowiem bardzo dokładnie sprawdzać swoich klientów. Dowiedz się więcej na ten temat.
Co jakiś czas w mediach (nie tylko motoryzacyjnych) powraca temat „czarnej listy” Ferrari. Mieliby na nią trafiać m.in. aktorzy, piosenkarze, sportowcy czy celebryci, którzy narazili się producentowi z Maranello, naruszając jego standardy etyczne. W jaki sposób? Mogli na przykład wyrażać publicznie nieprzychylne opinie o firmie, zmodyfikować swoje auto, zalegać z płatnościami za samochód albo sprzedać go poniżej rynkowej wartości i w efekcie otrzymali zakaz zakupu nowego Ferrari w przyszłości. Według nieoficjalnych doniesień na „czarnej liście” włoskiej marki znajdują się m.in. Nicolas Cage, 50 Cent, Justin Bieber, Floyd Mayweather Jr. oraz Kim Kardashian.
Tymczasem, kilka miesięcy temu na łamach hiszpańskiego magazynu Marca opublikowano artykuł, w którym przedstawiciele Ferrari jednoznacznie zaprzeczyli istnieniu „czarnej listy”, tłumacząc się, że taki zakaz byłby w zasadzie niemożliwy do wyegzekwowania. Gwiazdy ekranu czy celebryci nie muszą przecież osobiście przyjeżdżać do salonu marki – mogą skorzystać z usług pośredników albo wybrać egzemplarz z rynku wtórnego.
Jednak jak w każdej plotce, także w tej o „czarnej liście” Ferrari tkwi ziarno prawdy. O ile przy „standardowych” modelach z Maranello faktycznie trudno jest indywidualnie weryfikować wszystkich kupujących, o tyle w przypadku limitowanych edycji jak Monza SP1 czy Monza SP2 sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Wówczas to nie klient wybiera auto, lecz przedstawiciele Ferrari decydują, komu zaproponować zakup unikatowej wersji. Żeby zasłużyć na możliwość kupna modeli specjalnych, trzeba spełnić kilka kryteriów. Wśród nich znajdują się m.in. odpowiedni status materialny, posiadanie innych aut tej marki oraz pozytywne wypowiedzi na temat producenta z Maranello.
Sprawdź również:
