…a raczej 10 rozwiązań, które w starszych autach sprawdzały się doskonale – lecz wyglądały staroświecko, znudziły się, a może były za drogie w produkcji (niewłaściwe skreślić). Zapraszamy do dyskusji.
Postęp przez redukcję – tak generalnie można podsumować trend obowiązujący przy projektowaniu nowych samochodów. A zwłaszcza ich wnętrz. Na fali zafascynowania sterowaniem dotykowym rezygnuje się z kolejnych tradycyjnych instrumentów. Nie ma problemu, jeśli dotyczy to rzadko używanych funkcji – ale „ofiarami” współczesnego designu padają też często używane klawisze i pokrętła, np. służące do regulacji wentylacji. I chociaż do obsługi poprzez ekran można się przyzwyczaić, to wiele wyświetlaczy nie reaguje na dotyk tak precyzyjnie, jak można by tego oczekiwać. Mimo to producenci nie wycofują się z tego trendu: zdominowane przez ekrany wnętrza atrakcyjnie wyglądają na zdjęciach, a i koszty produkcji są nierzadko niższe niż w przypadku „zwykłych” paneli sterowania.
Problem ma jednak szerszy kontekst: w trosce o estetykę współczesne samochody wyzbyły się ochronnych listew zderzaków i drzwi, a także chlapaczy (co skutkuje „chmurą” deszczu za autem podczas jazdy po mokrej nawierzchni) oraz tylnych wycieraczek. Co więcej, nawet w SUV-ach montowane są opony o coraz mniejszym profilu – a to zwiększa podatność na uszkodzenia felg i zawieszenia.
Jest też inny aspekt „obsługi” aut: producenci samochodów uznają, że właściciele i użytkownicy pojazdów nie powinni przesadnie interesować się ich działaniem, tylko korzystać. Tak jak na przykład z pralki czy czajnika – po co zastanawiać się, jak to działa? Gdy się zepsuje, nierzadko pozostaje tylko wymiana na nowy sprzęt. Tak samo jest z autami – coraz trudniej samodzielnie wymienić w nich żarówkę czy akumulator bez wizyty w autoryzowanej stacji obsługi.
A to tylko przykłady rozwiązań, za którymi zdarza się nam tęsknić w nowych samochodach. Poniżej prezentujemy 10 przykładów takich elementów – i zapraszamy Was, byście w komentarzach pisali o tym, co Was irytuje we współczesnych pojazdach.
1 Ręczna regulacja interwału wycieraczek
Automatyczne wycieraczki mają niezaprzeczalną zaletę z punktu widzenia bezpieczeństwa – reagują w razie nagłego zabrudzenia przedniej szyby. Niestety, precyzja działania czujników wycieraczek nadal pozostawia wiele do życzenia, mimo że rozwiązanie to jest stosowane od lat. W starszych autach tempo pracy wycieraczek na wolnym biegu można było regulować.
W nowszych ratunkiem może być ręczne wymuszenie pracy wycieraczek w trybie automatycznym – oferuje to np. Mini Countryman. Niestety, w większości samochodów trzeba wybierać: albo 1 cykl pracy wycieraczek, albo tryb automatyczny.
2 Tylna wycieraczka
Tak, nie jest szczególnie estetyczna. Tak, pogarsza aerodynamikę. Ale się przydaje – nie tylko w hatchbackach. Dlatego szkoda, że w wielu współczesnych autach tylna wycieraczka jest filigranowa lub nie ma jej w ogóle.
Na pocieszenie: niektórzy producenci oferują tylną wycieraczkę za dopłatą (np. Porsche w modelu 911 lub Opel w Insignii).
3 Klasyczne pokrętła i przyciski
Nie ma lepszego i prostszego rozwiązania – tymczasem w wielu nowych samochodach kierowca musi wciskać klawisze „+” i „-„, żeby ustawić temperaturę wentylacji albo głośność audio. Albo „grzebać” głęboko w menu, by zmienić intensywność podświetlenia instrumentów. Ani to bezpieczne, ani intuicyjne.
4 Cienkie słupki dachowe
Aerodynamika i pogoń za normami bezpieczeństwa sprawiła, że wiele współczesnych aut ma mocno pochyloną przednią szybę i grube przednie słupki. Na tyle grube, że skręcając w prawo na skrzyżowaniu, można nie zauważyć przechodnia lub rowerzysty. Nierzadko przy przesiadce do starego auta najbardziej uderza właśnie przejrzystość wnętrza i smukłe słupki.
Trzeba oddać jednak sprawiedliwość niektórym producentom: coraz częściej montują oni lusterka boczne na panelach drzwi, redukując w ten sposób obszar zasłaniany przez przednie słupki.
5 „Goły” silnik
Był czas, kiedy plastikowe osłony silników były oznaką prestiżu. Później montowano je we wszystkich samochodach. Jeszcze później przyszła kolej na osłony lakierowane lub z włókien węglowych. Wszystko wygląda pięknie, gdy jest nowe. Ale kiedy tylko przychodzi do przeglądu lub naprawy, a nierzadko nawet wymiany bezpieczników, za każdym razem trzeba ściągać ozdobne pokrywy.
6 Wskaźnik temperatury cieczy chłodzącej
W pogoni za „optymalizacją kosztów”, jak to się ładnie nazywa, z tablic zegarów niektórych japońskich aut zaczął znikać wskaźnik temperatury. Zastąpiła go niebiesko-czerwona lampka, oznaczająca zbyt niską lub zbyt wysoką temperaturę płynu chłodniczego. Ciekawe, jak za kilka lat kierowca ma zdiagnozować lekkie niedogrzanie lub lekkie przegrzanie układu chłodzenia.
7 „Prawdziwy” dźwięk z układu wydechowego i „prawdziwe” rury wydechowe
Wiele współczesnych hot hatchy posiłkuje się systemami wzmacniającymi brzmienie silnika lub układu wydechowego. Niektóre działają lepiej, inne gorzej – ale trudno nazwać to autentycznym, emocjonującym brzmieniem. Na szczęście nadal można je spotkać (usłyszeć) w drogich samochodach sportowych marek premium, oferujących układy wydechowe z aktywnymi klapami.
Niestety, nawet marki premium bardzo często uciekają się dziś do estetycznego triku w postaci sztucznych końcówek wydechu. Mimo że z daleka dyfuzor zderzaka przypomina dwie szerokie rury wydechowe, z bliska okazuje się, że to tylko plastikowe klapki, a rurę schowano pod zderzakiem – i to tylko po jednej stronie nadwozia.
8 Pełnowymiarowe koło zapasowe
Niedoceniany dodatek – aż do chwili złapania „kapcia”. Nierzadko opona zostaje przebita tak niefortunnie, że zestaw naprawczy okazuje się bezużyteczny. Dodajmy do tego deszcz, noc albo miejsce nieobjęte zasięgiem sieci komórkowej i… dokupienie koła zapasowego, chociaż dojazdowego, okazuje się bezdyskusyjną koniecznością. Tymczasem producenci nierzadko rezygnują z „zapasu”, aby zaoszczędzić na cenie auta lub ograniczyć masę homologowanych egzemplarzy. Są zresztą marki, która na kołach dojazdowych potrafią nieźle zarobić – o czym pisaliśmy ostatnio w materiale pt. Kosmiczne ceny opcji w nowych autach (np. w Maździe „dojazdówka” kosztuje ponad 2000 zł).
Niestety, sama zmiana koła w nowym samochodzie bywa irytująca. Przykład: Seat Ateca, w którym ozdobne pokrywki śrub z plastiku trzeba podważać kluczykiem, bo producent nie przewidział do tego osobnego narzędzia. Pokrywki są gorące, więc najlepiej robić to w rękawiczkach (których też nie ma w zestawie). A po podważeniu okazuje się, że pokrywki bardzo łatwo się rysują…
9 Mniej brzęczyków i powiadomień
Prowadzenie nowoczesnego auta może przypominać obsługę przeładowanego oprogramowaniem komputera – kierowca może czuć się „osaczony” komunikatami i brzęczykami, a komputer pokładowy czy system multimedialny potrafią domagać się nawet… aktualizacji. I owszem, wszystko w trosce o nasze bezpieczeństwo, jednak w interesie producentów leży, aby to wszystko działało możliwie nieinwazyjnie. A przy okazji nie usypiało czujności kierowcy.
10 Samodzielne wykonywanie drobnych czynności
Wymiana żarówek – serwis. Wymiana akumulatora – serwis. Wymiana kół – serwis. Ty, właścicielu, możesz jeździć i, warunkowo, myć.
Owszem, na tle aut sprzed 30-40 lat nowoczesne samochody są praktycznie bezobsługowe. Ale czy producenci nie poszli o krok za daleko? Pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłości rozwinie się działalność mobilnych serwisantów, którzy proste czynności będą przeprowadzać u klienta, oraz aktualizacje online, dzięki którym samochód sam „zatwierdzi” montaż nowego akumulatora czy kalibrację czujników ciśnienia w oponach.
***
Żeby jednak nie kończyć na marudzeniu: w nowych autach jest mnóstwo elementów, które deklasują starsze konstrukcje. Producenci wyciągają zresztą wnioski ze swoich błędów albo dopracowują wprowadzane rozwiązania. Tak jest na przykład z systemami start-stop, które działają szybciej i mniej irytująco niż kilka lat temu. Znajdą się jednak detale, z których zrezygnowano zupełnie niepotrzebne. A jakie rozwiązania Was irytują w Waszych samochodach? Zapraszamy do komentowania i dziękujemy za Wasze głosy.